Translate

wtorek, 11 sierpnia 2015

Powrót do szarej rzeczywistości.

           No to jestem znowu u siebie 😁 Wyjazd do Lublina to była najlepsza rzecz, jaką zrobiłam do tej pory - czuję się świetnie, wypoczęłam na wsi jak nigdy, poznałam rodzinę Archiego (strasznie ich dużo, cały czas jestem oszołomiona jeszcze), wytańczyłam za wszystkie czasy, pojadłam swojskiego żarcia (mam wrażenie, że przytyłam z 5 kilo 😅). Po prostu CU DO WNIE 😍 A teraz od początku...
W sobotę musiałam wstać wpół do piątej rano, masakra. Tata obiecał, że mnie odwiezie do Olkusza przynajmniej, żebym za dużo nie taszczyła sama tej torby, ale oczywiście komunikacja miejska działa jak działa i busy sobie przyjechały jakimś swoim rozkładem jazdy. 3 terminy z rozpiski przystankowej olały zupełnie, bo miałam mieć 20 po, 35 po, a potem jeszcze 45 po. Natomiast ostatecznie wylądowały nie wiadomo jak, bo już nie czekałam, tylko tata mnie zawiózł do Krakowa po prostu. I weź tu licz na komunikację miejską. Umów się na cokolwiek o danej godzinie, to one sobie przyjadą jak im pasuje, a Ty się zastanawiaj, gdy nie masz samochodu, jak dojechać na jakieś spotkanie biznesowe z klientem, wizytę u lekarza specjalisty czy tak jak ja - niestety pociąg na mnie nie poczeka, tylko odjedzie jak ma zaplanowane, do lekarza się czeka czasem rok albo półtorej i przez takie debilstwo kolejka przepadnie, a klient sobie znajdzie inną firmę, która nie będzie się spóźniała na spotkania, w końcu co go to obchodzi, czym Ty się dostaniesz w umówione miejsce. No nieważne.
W każdym razie jakoś się pojawiłam na tym krakowskim dworcu i koniec końców na pociąg zdążyliśmy 😛 Gorąco było jak w piekle, klimatyzacja tylko w pierwszej klasie, więc jedynie sztuczny nawiew musieliśmy kombinować, czyli po prostu otworzyć okno 😅 Z tym natomiast mieliśmy taki problem, że przy większym tempie jazdy urywało głowy o mało co, ale no cóż, z dwojga złego lepiej się nie rozpłynąć w tym upale niż narzekać na pęd powietrza.
Dojechaliśmy do Lublina bez problemu właściwie, może poza tym, że po wyjściu wyglądaliśmy jak po kąpieli w basenie w ubraniach 😄 Spod dworca nas odebrał kuzyn Archiego, Mariusz - jeden z wielu, których poznałam 😛 Przywiózł nas do siebie do bloku własną taryfą, bo pracuje jako taksówkarz 😁 Przywitała mnie jego żona, Dorotka. A potem się pojawił ich starszy syn Patryk. Tutaj to była śmieszna historia w ogóle, bo przyleciał skądś i szybko potrzebował łazienki, żeby się odświeżyć. Wypadł jak burza, ale nie zarejestrował, że mają gości i nagle stanął w drzwiach kuchni w samym ręczniku, takim kusym w dodatku, bo chłopak wysoki jak brzoza, spływający jeszcze wodą i wryty w ziemię 😂 Ale dość błyskawicznie się otrząsnął, uśmiechnął ślicznie i podał rękę na przywitanie z wesołym: cześć 😎 Odwzajemniłam, zupełnie nie speszona 😃 A Patryk też niewiele się przejął ze stanu, w jakim go zastałam, bo zaraz się odwrócił na pięcie, żeby się przebrać. W każdym razie uśmiałam się z tego, a jego mama tylko kręciła głową z niedowierzaniem, po oczach widziałam, o czym myśli: Boże, co z niego wyrosło. To dopiero postrzelony chłopak, przed dziewczyną Artura prawie nago, jaki wstyd. Ja tam się nie przejęłam, on zresztą też, bo przecież nic takiego strasznego się nie stało. A facet na moje oko jest całkiem niezły, więc było na co popatrzeć - naprawdę nie ma co narzekać 😉😂
My też się kąpaliśmy u nich po podróży i przebieraliśmy na wesele. Ja oczywiście miałam trochę gorzej, bo z okresem (a propos, tak jak już mówiłam: na małe Adamsiątka musimy jeszcze poczekać - nie byłam jednak w ciąży 😜 szkoda w sumie...), ale jakoś dałam radę. Poza tym Dorotka jak prawdziwa gospodyni zaproponowała nam obiad - dostałam domową ogórkową, także przed weselem sobie jeszcze podjadłam 😁
Od Mariusza jechaliśmy z następną kuzynką samochodem, do domu panny młodej. Poniatowa o ile dobrze pamiętam. Tam na tym gorącu to była następna masakra, ja w sukience i w odkrytych butach to jako tako jeszcze, ale Archie? Ja po prostu współczuję facetom, co oni przeżywali w takim słońcu, w tych garniturach i całych butach 😄 Bagaże zostawiliśmy u chrzestnej pana A., bo to niedaleko było, więc nie musiałam tego taszczyć ze sobą do kościoła. Z torebki przepakowałam do dużej torby to, co mi się nie przyda, także buty na zmianę zmieściłam bez problemu 😛 Przez ten okres to niestety i tak miałam sporo rzeczy potrzebnych, więc torebkę miałam dosyć dużą mimo wszystko. No ale cóż, tyle godzin na sali weselnej, bez dostępu do prysznica, to musiałam sobie radzić jakoś inaczej. Może to i głupio wyglądało z takim torbiszczem do sukni balowej, ale co ja się przejmować będę. Nie moja wina, że mi się spóźnił, a odświeżyć się trzeba było. A jak się komuś nie podoba to trudno, taki los kobiecy i tyle 😉
Z domu panny młodej mieliśmy podstawiony autobus, najpierw do kościoła w Chodlu i w ogóle nas wszędzie woził potem, więc z transportem problemów nie było. Parafię na Lubelszczyźnie mają piękną, budynek również, w środku też mi się podobał. No tylko gorąco jak wszędzie. Myślałam, że może będzie trochę lepiej niż na zewnątrz, ale jakoś nie za bardzo poczułam. Biedny ksiądz non stop ocierał czoło chusteczką 😄 Para młoda wyglądała cudnie: Bogdan - przystojny, elegancki, Madzia: śliczna, w pięknej białej sukni... zapatrzeni w siebie i zakochani 😊 Uwielbiam śluby 😅💚
    Potem większość swoimi samochodami, a my znowu autobusem się przemieściliśmy do sąsiedniej wsi (Siewalka bodajże, ale ja tych okolic w ogóle nie znam, mijaliśmy tyle miejsc, więc tak do końca to niczego nie jestem pewna 😛 niech żyje orientacja przestrzenna 😂) na imprezę. 

Okolice są śliczne, dom weselny piękny - w ogromnym ogrodzie, z fontanną i wielkim parkingiem. Akurat pasowało wszystko, bo ta rodzina z Lubelszczyzny jest strasznie liczna - 260 osób było, a pewnie i tak nie każdy przyszedł, że potrzebowali naprawdę dużych przestrzeni 😆

Salę mieli zrobioną też cudnie, orkiestra rewelacyjna, jedzenie pyszne, bo wszystko swojskie: schaby, kiełbasy, salcesony wytwarzane przez kuzyna Archiego - Pawła, także całe wesele wyszło po prostu GE NIAL NE 😍 Ja chcę jeszcze raaaaz *osioł ze Shreka, tak bardzo 😝

A na drugi dzień mieliśmy poprawiny... no i dla mnie to już było trochę za dużo tego imprezowania. Ale cóż, w ogólnym rozrachunku bardzo mi się podobało, mogę tam wrócić jeszcze. I nauczyłam się czegoś nawet: Siewalka, Siewalka - piękna okolica. Gdyby nie Warszawa, byłaby stolica *na melodię "Te opolskie dziołchy" 😃 Boże, kocham Lubelszczyznę 😂 I Ciebie także, panie A. 💘

Po prostu dziękuję mojemu słońcu, że mnie tam zabrał.

        Teraz niestety trzeba się otrząsnąć. Wszystko co dobre, kiedyś się w końcu kończy 😉 Jak to mówią. Odpoczynek był, musimy już wrócić do monotonii dnia codziennego. A szkoda. Wolałabym tam jeszcze zostać na dłużej 😋

          PS. Jeśli dostanę jakieś zdjęcia albo film, bo kamerzystę też mieli (chociaż po tym, co wyprawiał ten mój Skarb, to nie jestem całkiem pewna, czy to dobrze 😅), to na pewno dodam. Ściskam Was mocno 😘     

czwartek, 6 sierpnia 2015

Już za parę dni, za dni parę...

            Cześć robaczki, co tam? 😁
Bo my z panem A. się wybieramy na wesele w sobotę. Wyjeżdżamy na weekend, bo to w Lublinie aż, więc nam zejdzie na dojazdach trochę. Zawsze to jakiś powód, żeby odpocząć od rodziców 😅
Kuzynka Archiego wychodzi za mąż - dojedziemy tam, to idziemy się do nich przebrać i odświeżyć, i na jakąś kawę. Potem jest kościół o 16, wesele, nocleg u mamy panny młodej, a chrzestnej mojego A. Następnie poprawiny w niedzielę, no i powrót 😛
Już to widzę, jak bidulek będzie wyglądał po dwóch dniach imprezowania 😅 Natomiast tak poważnie, niech sobie nie myśli, że mu dam dużo pić - niańką wredną zostanę po prostu, a jak się nie będzie słuchał to złapię za fraki i zaciągnę na siłę do pokoju 😄 Czy gdzie tam znajdę możliwość. Także ten... BÓJ SIĘ!!! 😜
Zastanawiam się tylko, czy czasami się nie okaże, że będę miała wesele, ale z niespodzianką 🙈 Dziwne wrażenie mam ostatnio: podbrzusze mnie boli z lewej strony, a raczej czuję coś jakby ucisk. Kładę się do łóżka, to nie wiem na której stronie być, czy na plecach, bo w każdej pozycji mi źle i nie dam rady spać 😄 Archie się czasem śmieje, że się wiercę jakbym miała zamiar jajko znieść, a ja tylko szukam dobrego miejsca, żeby się ułożyć 😝 I wydaje mi się, że mam małe kłopoty z chodzeniem przez te "bóle" - biodro trochę szwankuje. Poza tym od wczoraj zaczęłam coraz częściej niż zwykle chodzić siku, jakby mi coś naciskało na pęcherz 🙊 Ale najważniejsze jest to, że powinnam we wtorek dostać okresu: i nic. Albo ewentualnie w środę, bo mam dość nieregularnie, więc sobie czekałam jeszcze, żeby nie panikować tak od razu 😅 Natomiast trzeci dzień "obsuwy" już nie bardzo wchodzi w rachubę na co innego, dlatego więcej nie będę odwlekać 😎

 Idę rano do apteki i kupuję test ciążowy. Wóz albo przewóz :D 

Wprawdzie niektórzy mi mówią, że przecież gorąco, więc dużo piję i to może z tego powodu częściej przebywam w WC, że takie bóle towarzyszą różnym schorzeniom też, ale mnie się jednak nie wydaje 😜 Zwłaszcza że mama ciągle nade mną krąży z pytaniem, gdzie mam okres, do ojca mówi, że zostanie dziadkiem... a nasz Tysław Doskonały stwierdził w dodatku, że żona przy ciąży miała takie objawy i potem mi gratulował, więc wszystkie znaki na niebie i ziemi (a jemu akurat uwierzę - w końcu kilka porodów już przerabiał w swoim życiu 😅) na to wskazują 😛

Także czekajcie wieści ode mnie 😉 Ale napiszę Wam dopiero jak się upewnię u ginekologa, bo wiem, że testy czasem szwankują... No chyba że nic nie wyjdzie 😄 I okaże się, że okresu dostanę jednak, a 2dniowa zwłoka to przez te anomalia pogodowe na przykład i mojemu organizmowi się coś poprzestawiało tylko 😝
Buziaczki 😘

sobota, 18 lipca 2015

Starych ni ma, chata wolna 😄

        Rodzice sobie wyjechali dwa tygodnie temu na urlop i zostawili mnie samą z babcią. Ja rozumiem, że kochana wnuczka, że się powinnam zajmować, ale na dłuższą metę z tym człowiekiem się nie da funkcjonować 😃Robotę sobie odpuściłam - machnęłam ręką, bo stwierdziłam, że dam sobie radę jakoś. Ale przy podejmowaniu prostych decyzji mi pomóc nie potrafiła nawet. Pytać ją, czy mam obiad szykować, to jedyna odpowiedź była tylko: Nie wiem. No to kurde ona poważnie nie czuje, czy już głodna jest? 😅 Masakra! Czasem to się naprawdę zachowuje gorzej jak takie dziecko z przedszkola albo jeszcze mniejsze 😜 Dobrze, że niedługo wracają, bo praca niańki mi powoli zaczyna doskwierać 😄
Z drugiej jednak strony udało mi się spędzić cały poprzedni weekend z panem A. 💘 I teraz będzie następny, bo właśnie na Niego czekam 😜 Swoją drogą, że się mamusia zgodziła, kiedy do niej zadzwonił ostatnio... Byle z tego dzieci jakichś nie było 😅 Bo bez mieszkania i bez pracy to ja długo nie pociągnę z takim berbeciem. A z jednej pensji to tak kiepsko trochę.
Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że Misiek się w ogóle nie przejmuje, mamie się tylko oczy świecą i się nabija ze mnie, że jeżeli coś zmajstrujemy to akurat na kwiecień, czyli prawie jak taki prezent na urodziny 😜 Ja jedynie się ciągle zastanawiam i główkuję 😄 Bardzo bym chciała z jednej strony, bo Go kocham najbardziej na świecie, uwielbiam maluszki, a miniaturka z niego i ze mnie, która wyciąga swoje malutkie rączki i się uśmiecha do nas, na pewno byłaby przekochana i przesłodka 😁 No sami pomyślcie: taka Edzia w wersji mini, czyż to nie cudowne? 😅 Ale z drugiej jakoś nie wiem, czy ten akurat moment to odpowiednia pora na podobne "luksusy"... Mniejsza z tym, póki co nic nie jest przesądzone - jeśli test wyjdzie pozytywny to w sumie mamy jeszcze całe 9 miesięcy na myślenie, jak to wszystko zorganizować, więc na razie się nie martwię 😜

     POBUDKA!


         A na koniec dodaję muzyczkę, co ostatnio mi mój chrzestny puszczał. Bo mi się urodził w główce niecny plan 😈 *szatański śmiech, tak bardzo ^^ Że jeśli Archiemu się nie zachce kiedyś wstawać do mojej miniaturki albo do małego "adamsiątka", to go na pewno tym obudzę 😄 Ustawiłam już sobie taki alarm w telefonie, więc zawsze będę miała pod ręką w razie gdyby - także bój się Kochanie 😅💘

niedziela, 28 czerwca 2015

Nie do uwierzenia 😉

            Wyobraźcie sobie teraz...
.
.
.
.
.
.
.
.

Mój osobisty, najwspanialszy, uroczy, kochany, słodki, zabawny, cudowny, mądry i najlepszy na świecie mężczyzna jest NAPRAWDĘ, centralnie, na amen, na mur beton, poważnie ZAZDROSNY o TYSŁAWA 😅A ja byłam taka pewna, że żartuje. Jak to się można czasem pomylić i to do kogoś, kogo człowiek myśli, że bardzo dobrze zna. No nie mogę, muszę ochłonąć 😄 Do tej pory jestem w ciężkim szoku 😱 Bez kitu.

Kocham Cię Skarbie 💘 Nawet nie wiesz, jak bardzo 😍

Jestem uczulona na zazdrość o "kabelkowe" znajomości przez internet po prostu. Ja rozumiem to uczucie, ale kurwa jakieś realne *sorry za słowo 😄 Już miałam podobne perypetie z jednym z moich byłych, skutecznie mu się udało mnie zniechęcić do takich cyrków - odchorowałam je ciężką depresją potem, więc jeśli Archie ma zamiar jeszcze kiedyś sobie "żartować" w ten sposób, to niech zabiera ode mnie swoją dupę raz na zawsze.

Ach, normalnie nie odpuszczę mu tego 😝 Mam na dzisiaj diaboliczny plan *tak tak, dobrze słyszycie ten szatański śmiech 😈 Jak go w życie wprowadzę, to się tej mojej irytującej (czasami) durnej głowie 💘 odechce podczas ostrzejszej wymiany odmiennych poglądów używania podobnych tekstów *powinnam tu gdzieś dać jakieś przecinki? Bo interpunkcja u mnie kuleje trochę 😄 W każdym razie sugerować niewinnej Edzi, że mogłabym go zdradzić - kogokolwiek zresztą? To jest cholerna niesprawiedliwość i obraza dla mnie. Język mu powinien uschnąć 😛
     Nie mam ostatnio chęci do pisania, ale od czego jest "stary", dobry, wysłużony "mylong" *dla Ciebie Cleo 😘💚 Normalnie rozwaliłaś mi ostatnio system tym, także dziękuję i kocham Cię😍 Natomiast co do notki, że tak ją zrobiłam na bieżąco, to jest wyjątek prawdopodobnie, ale musiałam to wyrzucić, bo bym wybuchnęła od środka chyba 😅 Mam nadzieję tylko, że po przeczytaniu nie pomyślicie sobie: "Boziu, co za głupota" - wszystko jedno czy będzie chodzić o sytuację, o mnie czy o ten tekst 😆 Pozdrawiam i miłego dnia życzę, każdemu z osobna *ściskam mocno.
PS. Notki kopiowane z "mylonga" *jeszcze długo mnie to będzie rozśmieszać 😂 są pod rokiem 2006 jakby co, więc sobie musicie znaleźć 😉 No i będę je dodawać aż dotrę po prostu do tych najnowszych, z 2015. Mam nadzieję, że Wam się spodobają.

Moje dzieło. Ładne? 😛

Miałam taką wenę na początku związku, żeby pamiętał, że trzeciej szansy nie będzie.

 Jak na razie spisuje się wspaniale. 

Dzięki Ci Boże za Archiego 💘



wtorek, 16 czerwca 2015

😟😟😟

Ojej, znowu się zaniedbałam. Tak czułam, że zacznę i zaraz mi się znudzi prowadzenie tego bloga. Zresztą niewiele ciekawego się dzieje raczej, więc o czym tu pisać w sumie...

W każdym razie na nic nowego nie ma co liczyć prawdopodobnie, to postanowiłam przenieść swoje notki z myloga, bo chyba Wam się nie podoba komentowanie stamtąd, a tutaj może prędzej się podzielicie jakimiś przemyśleniami na to moje "stare" pisanie 😛 Strasznie jestem ciekawa Waszego zdania na parę tematów, którymi kiedyś się podzieliłam, więc sądzę, że pomysł mam dobry 😄
Poza tym dołożyłam parę blogów do ulubionych znowu, możecie sobie zobaczyć zaktualizowaną listę po lewej stronie. Ciekawe kto się ucieszy 😁
Pozdrowionka 💚

sobota, 13 czerwca 2015

Świętowanie z Ukochanym 😄

         Dni Bolesławia - i jak to bywa z wieczornymi imprezami, jeśli mój A. wtedy przyjeżdża, to potem zostaje u mnie na noc. Rodzicielka moja nie jest oczywiście tym zachwycona niestety, ale w końcu jak się ma osobistego "ochroniarza", to się powinna cieszyć ostatecznie, bo nie dość, że popilnuje, to jeszcze uwielbia najlepszą córeczkę, jaką mamusia posiada (w sumie to innego wyjścia nie widzę, skoro jestem jedna 😛), więc żadne męty bolesławskie jej przypadkiem z parku nie ukradną 😄
W sobotę się pojawił około 20:30. Ciężko było się tu dostać z Krakowa, a w dodatku trzymali go w pracy strasznie długo i się to wszystko rozwlekło w czasie po prostu.
Ale to nic, najważniejszy koncert się miał rozpocząć dopiero, jeszcze Big Cyc się wtedy zaczynał nagłaśniać i im to ewidentnie nie szło, bo w efekcie końcowym było prawie półtorej godziny opóźnienia. No cóż, ja całe to zamieszanie skwitowałam tylko jednym zdaniem później: jaki zespół, taka ekipa techniczna 😜 Tak ogólnie za Skibą i spółką nie przepadam, więc pewnie dlatego 😉 Chociaż niektóre piosenki mają fajne rzeczywiście i całkiem dobrze się przy nich bawię, także ostatecznie mi się podobało.
No poszaleliśmy ładnie tam - gardło sobie zdarłam, grzywą pozarzucałam również, to po takim opisie chyba widać jak było 😂 A jeszcze zespół się okazał honorowy, bo mimo opóźnienia koncert trwał tyle, ile organizatorzy zaplanowali, więc mnie zaskoczyli pozytywnie 😁
Potem mieliśmy zabawę taneczną, aż się zdziwiłam, że tak dużo osób zostało - musieliśmy się naprawdę nieźle namęczyć, żeby nikogo nie podeptać ani nie potrącić przypadkiem 😄 I może śmiesznie to brzmi, ale w sumie pierwszy raz z moim Słońcem się bawiliśmy na parkiecie. Właściwie to wcześniej się zastanawiałam, czy będę pokiereszowana bardzo czy tylko trochę 😛 Ale się okazało wszystko cudownie, także o nasze przyszłe wesele się w ogóle nie martwię: dzięki Ci Panie za Archiego 😄💘
Natomiast w niedzielę sobie odpoczywaliśmy już cały dzień. I jak przystało na grzecznego chłopca (prawie 😂) około godziny 21 wrócił do domu w Krakowie. Już się nie mogę doczekać, kiedy nie będę musiała się z Nim żegnać na tyle czasu. Te spotkania są stanowczo za krótkie... Nie wiem, czemu ta praca go tam tak trzyma, przecież po budowlance to wszędzie by znalazł moim zdaniem. Ambitny. Bo podejrzewam, że na tym zadupiu to pewnie za długo by musiał czekać, żeby cokolwiek odłożyć na jakąś przyszłość. Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej nie chcę już więcej tęsknić 😉
W każdym razie pogoda weekendowa się udała bardzo, więc całe świętowanie wyszło naprawdę wspaniale - miejmy nadzieję, że za rok też będzie takie 😊

czwartek, 7 maja 2015

Ogłaszanie się w internecie.

         Ostatnio zaczęłam się nad tym zastanawiać... Jestem właśnie na takim etapie, że próbuję na wszelkie sposoby zająć się życiem na własny rachunek, w końcu się ma tą 30stkę już na karku prawda? Początek zrobiłam - wiecie, z tą nauką sztuki kulinarnej na przykład 😅 Natomiast jeśli chodzi o resztę, czyli takie bardziej przyziemne i ważniejsze sprawy w sumie: przeprowadzka i praca, to jest już ciężko. W naszym kraju zwłaszcza.
Swoją drogą idziecie na wybory w ogóle? Macie jakieś typy, na kogo głosować? Bo moim zdaniem na ten moment to tu się chyba nikt nie nadaje 😄 Masakra, ale weź olej i nie idź, to Ci powiedzą: "Nie byłaś? To teraz cierp i marudź, że niedobrze w PL się dzieje". ^^
Dobra, bo odeszłam od tematu 😛Także z mieszkaniem to mam ten komfort, że mój A. tam mieszka od urodzenia, więc może sam coś powędrować po mieście. Bo z pracą to akurat trochę gorzej, w końcu to ja chcę się załapać gdzieś, a nie on 😁 Kotek ma już swoją przecież, to ja muszę jakoś sama. Więc buszuję po tym internecie, czasem się w Krakowie pojawię, ale to wszystko. Myślę, że będąc na miejscu miałabym większe możliwości, że znaleźć cokolwiek. Niestety żeby wynająć potrzebna jest kasa, bez niej mam kiepsko na samym starcie, ale żeby była kasa, to znowu potrzebuję pracować, czyli lepiej tam mieszkać, żeby mi było łatwiej szukać, no i koło się zamyka 😉
Wpadłam w końcu na koncepcję, że szukanie szukaniem, ale może też bym zamieściła ogłoszenie. Jest przecież pełno tych stron typu gumtree albo OLX, więc pomyślałam sobie: "Czemu nie?" 😊 Wymodziłam w sumie dwa, co do mieszkania - jedno i pracy - drugie. No i opublikowałam - na obu stronach, które przytoczyłam wcześniej 😛 Najpierw nastąpiła głucha cisza, także stwierdziłam, że to głupota była z mojej strony. Albo raczej naiwność, że to cokolwiek pomoże. A potem się zaczęło...
Pierwsza rzecz. Dostałam smsa o treści: "Szukasz pracy biurowej?". Od razu miałam odpisywać, ale coś mnie zatrzymało jednak. Nie ma to jak posłuchać intuicji 😃 Zaczęłam analizować i zdziwiło mnie to trochę, bo w końcu kto normalny wysyła do ewentualnego pracownika smsy, bez żadnych danych, ani personalnych ani firmowych, tylko z taką suchą informacją. 
Byłam akurat w ogrodzie, bo na wiosnę porządkujemy, plewimy chwasty, ryjemy, robimy grządki i będziemy coś tam sadzić niedługo, więc dokończyłam, wbiłam łopatę w ziemię i pobiegłam do domu. Otworzyłam laptopa mamy w salonie, bo akurat siedziała i oglądała telewizję, a mój miałam wylogowany i zaczęłam szukać. Wpisałam komórkę, co mi się wyświetliła w przeglądarkę i oczywiście, znalazłam parę odnośników nawet, wszystkie z ostrzeżeniem, że numer telefonu jest niebezpieczny, żeby broń Boże nie reagować. 
Jakaś dziewczyna, która się wypowiadała na jednym z forów napisała więcej nawet, że pan od tej komórki nie chce powiedzieć, co to za firma, swojego nazwiska też nie ujawnił, twierdził tylko, że to praca biurowa, 2500 na rękę *co już było jawną przesadą moim zdaniem i sugerowało, że coś tu jest nie tak ^^ i że jak jest zainteresowana, to on się chętnie umówi na "miłe" spotkanie, prosił ją nawet o jakieś "fotki". Znaczy wiadomo, o co biega 😛 A mężczyzna każde jej pytanie zbywał, nie dowiedziała się niczego konkretnego, więc podziękowała serdecznie, z kłopotami oczywiście, bo pan był niezwykle ambitny i dopiero po kilku stanowczych odmowach, zrezygnował 😉
Moja mama się zainteresowała w między czasie, pytając, czego tam szukam. Opowiedziałam jej wszystko, pokazałam ogłoszenie również i to ona stwierdziła, że ten pomysł jest bez sensu. No bo jak to tak? Czy gdybym sama była pracodawcą, to siedziałabym w internecie non stop i szukała takich delikwentów jak ja na przykład i dzwoniła do niego z zapytaniem, czy czasami pracy nie potrzebuje? Cóż, jakby się tak zastanowić i przeanalizować głębiej to co powiedziała, to rzeczywiście trochę nie halo 😊
Teraz druga rzecz - mieszkanie. Też niby nic, ale... Cisza była długa, tak jak mówiłam poprzednio już. Dopiero wczoraj, jak otworzyłam swoją pocztę mailową, bo co chwilę muszę pokasować spamy, które mi zawalają skrzynkę całą, żeby mi się jakiś zator tam nie zrobił 😄
W każdym razie serducho mi zabiło, bo przyszła wiadomość, że ktoś odpowiedział na moje ogłoszenie z gumtree 😜 Jakież było zdziwienie Edzi, kiedy zamiast ciekawej propozycji na lokum, dostałam to: 

Od: l.nubilska@gmail.com

ale wieś.... najpierw to się naucz mówić i pisać po polsku zanim się przeniesiesz do Krakowa. SZOK. Głupota jakiej mało.

     "Fajnie" - skrzywiłam się tylko, no bo co innego mogłam zrobić? Potem stwierdziłam, że czemu mam się dać obrażać, więc wystosowałam prośbę, żeby mi nie zawracała głowy, jak ja czekam na poważne odpowiedzi i że nie interesuje mnie jej zdanie na temat tego, jak mówię czy piszę. A już na pewno nie będę się sugerować jakimś widzimisię wielkiej pani z Krakowa, która się uważa nie wiadomo za kogo, tylko dlatego, że mieszka w mieście, czy się mam przeprowadzić. I oświadczyłam, że już ją zgłosiłam do biura obsługi, żeby mnie nie nękała. Oczywiście to nie dotarło w ogóle do adresata, dostałam tylko wiadomość z gumtree, że email nie istnieje i moja odpowiedź nie została dostarczona, więc wróciła z powrotem do mnie. Także tyle z tego wyszło po prostu 😏

Kurczę, powiedzcie mi w takim razie, czy to ze mną jest jakiś problem, czy to faktycznie nie działa? No przecież na necie jest pełno takich ogłoszeń, więc po co by się ludzie tak starali, gdyby to nie pomagało? W sumie to nigdy się nad tym nie zastanawiałam, czy jeżeli ktoś pisze, że szuka pracy albo mieszkania, to znajduje w ten sposób? Czy w większości dostają takie buble jak u mnie, czy to ja mam pecha po prostu? 
W każdym razie mama mnie uświadomiła, że jak osobiście nie znajdę, to samo nic do mnie nie przyjdzie, więc ogłoszenia o pracę już zlikwidowałam, a za chwilę podobny los spotka te o mieszkaniu prawdopodobnie 😛
A wy, co myślicie o tym wszystkim? Czekam na opinie, bo może my przesadzamy tylko? Natomiast po drugie, to miałam tego nie dawać - już się i tak rozwlekłam, ale co tam, a nuż też mi doradzicie, czy faktycznie się muszę nauczyć po polsku wypowiadać 😅😅 Poza tym teraz, kiedy to czytam po raz kolejny, to się znowu uśmiałam jak hiena z samej siebie, więc drugie co tam sobie powiem i wkleję jednak, żebyście mieli ubaw również. Zresztą sami mówicie, że wam humory poprawiam 😁 no to macie:

Cześć.

Właśnie skończyłam 30-stkę a dalej mieszkam z rodzicami - wiem, wstyd 😄 Dlatego mam nadzieję, że ktoś mi się pomoże usamodzielnić wreszcie. Toteż na dobry tego początek pragnę znaleźć miejscówkę, do której się przeniosę z klamotami, przyszłym mężem i kotem, żeby rozpocząć nowe życie z dala od domu 😛 Bo na razie to tylko ja się złoszczę, jak mama szaleje, ona dostaje białej gorączki, jak ja się denerwuję i tyle z tego pożytku 😜 Poza tym rodzicielka uważa, że niby nic nie robię, w końcu skoro do pracy nie chodzę, to leżę tylko non stop w łóżku do góry brzuchem - ach te staroświeckie poglądy, sorry 😄 Proszę więc, skróćcie moje męki i poniekąd rodzicielskie też - będę wdzięczna za każde rozsądne propozycje 😊
Szukam czegoś samodzielnego, co bym nie musiała zderzać się z kimś obcym na korytarzu 😝 Nie znam się do końca na tym, ale powinna to być kawalerka lub garsoniera pewnie, albo całe mieszkanie czy jak to tam nazwać, ponieważ chciałabym mieć wszystko tylko dla siebie do dyspozycji, ewentualnie dla narzeczonego bądź kota 😄
Poza tym gdybym na przykład próbowała się czasami zamienić w dość nieudolną następczynię Gordona Ramseya, a niestety jeśli chodzi o gotowanie jestem totalnym beztalenciem, to wolałabym się nie błaźnić przed dodatkową publicznością we wspólnej kuchni - wystarczy, że widzi to mój osobisty narzeczony i jeszcze bardziej osobisty kot 😛
No i co bym nie musiała czekać na łazienkę ani żeby ktoś obcy mi się nie dobijał, kiedy będę chciała dłużej się popluskać 😄 Dobrze też, gdybym miała osobno samą ubikację, WC czy jakkolwiek to nazwać, żeby nie było potem zgrzytów, jak ja sobie wymyślę trochę pokontemplować na osobności, a narzeczony pobrać kąpiel 😝
Podobałby mi się także balkon, żeby Pan A. sobie wyszedł na papieroska czasami, ale przy tym to bardzo się upierać nie będę - może da mu to motywację, żeby rzucić jakby co 😄
Ach, i ten metraż tylko tak napisałam, bo jest to wymagane jeśli się nie mylę, żeby mogła ogłoszenie umieścić tutaj. Także tym 30 się proszę w ogóle nie sugerować.
W sumie to chyba na tyle. Jakieś garnki, patelnie, sztućce, czajnik oczywiście mile widziane. Podstawowe meble, nie wiem, łóżko, szafa, stolik jakiś to chyba też wiadomo. Najwyżej jak mi coś przyjdzie jeszcze do głowy, to się dogadamy telefonicznie lub mailowo 😉
Najważniejsze z tego to są natomiast finanse. My mamy skromne fundusze niestety. Mój przyszły mąż zarabia niedużo, ja na razie nie pracuję, jestem w trakcie szukania, więc chwilowo z jednej pensji się musimy utrzymać - to mieszkanie jest mi na rękę również dlatego, bo myślę, że lepiej się dogadam o pracę, gdy będę na miejscu, poza tym u mnie na wsi to fajne zajęcie bardzo ciężko dostać, więc chcę spróbować w Krakowie teraz, a wolałabym już nie tracić pieniędzy na dojazdy 😊
Także interesuje nas kwota DO 900 ZŁOTYCH MIESIĘCZNIE, chociaż trochę mogę ponegocjować w jedną albo drugą stronę, byle nie za dużo 😜 W tym oczywiście chcemy, żeby uwzględniono wszystkie opłaty i media jakie tylko są. Czyli niech to już będzie kwota finalna bez żadnych dodatkowych kosztów, i najlepiej bez kaucji. Bo już zauważyłam w tych wszystkich ogłoszeniach, że się czasami reklamują: mamy do wynajęcia mieszkanie, tanio, tylko 850 zł na przykład, a potem jak czytam dalej to się okazuje, że jeszcze ileś za media, ileś kaucja, jeszcze coś innego też ileś tam, więc koniec końców wychodzi 1500 albo i więcej nawet. Nas naprawdę nie stać, także bardzo proszę, żeby to uwzględnić w swoich propozycjach. Będę szczerze zobowiązana 😉  
Reasumując. Właściwie to większych wymagań nie mam, po prostu żeby się dobrze mieszkało, z minimum zaplecza socjalnego. No i też bez dodatkowych lokatorów jak mówiłam wcześniej, żeby nam się tu nikt inny nie kręcił, bo ja to taka wstydliwa raczej jestem i lubię wąskie grono wokół siebie, zwłaszcza w domu 😊
Poza tym dbamy o porządek i przedmioty materialne, sprzątamy po sobie - po kocie zresztą też 😄 Dużych balang nie przewidujemy - ja tam w mieszkaniu wolę spokój, jakieś małe winko wypite z przyszłym mężem, więc nie będzie problemu z ewentualnym większym bałaganem, hałasem bądź usterkami typu zalana podłoga czy stłuczona lampa. Jak się bawić to grzecznie, po prostu.
PS. Przed podjęciem decyzji o oglądaniu nieruchomości będziemy zawsze prosić o zdjęcia mieszkania. Chcielibyśmy po prostu zobaczyć cokolwiek wcześniej i jak nam się spodoba, to dopiero się umówimy na spotkanie. Koty w worku mnie nie interesują - jednego już mam i widziałam go milion razy już, także w ciemno nie biorę, nawet się nie zabieram z tej mojej wioski w takim wypadku 😜
Pozdrawiamy,
Edyta, Archie i Miśka oczywiście 😃

sobota, 2 maja 2015

kuchcikowo u Edki - część druga 😄

Tym razem może to nie był jakiś szczyt sztuki kulinarnej, jak na fb niektórzy zauważyli *złośliwe mendy swoją drogą, ale biorąc pod uwagę zupełne beztalencie, jakim jestem w kuchni, że to się udało, to jest cud 😛 Poza tym ciul z nimi, kotlecikiem z pieczarkami i cebulką, zapieczonym z żółtym serem się podzieliłam z mężem, który mnie zna od tej strony również - znaczy, że gotować nie umiem 😅 po czym zostałam doceniona słodkim buziakiem, ze słówkiem "dziękuję" na dokładkę, więc reszta mnie kompletnie nie obchodzi 😁 Kocham Cię Skarbie 😘

Ja rozumiem, 30 lat to się może wydawać, co to jest usmażyć kotleta, ale jak się wchodzi do kuchni drugi raz z zamiarem upichcenia czegokolwiek, co się będzie potem nadawało do spożycia, to chyba koleżanka z fejsbuka mogłaby mieć chociaż odrobinę taktu. Sama kurwa wiem, że już dawno powinnam się nauczyć, ale jak mnie wszyscy wyręczali zawsze? Ja po prostu nie cierpiałam gotowania, omijałam to szerokim łukiem, więc niech mi tu wieku nie wypomina, bo to nie ma nic do rzeczy! Se zrobię w końcu na youtubie program na miarę Pitera Ogińskiego pod tytułem: "Nienawidzę gotować" i zacznę robić filmiki w stylu: "jak przypalić wodę na herbatę" albo "jak zrobić zjaraną karkówkę z grilla" 😂😂😂
Ale mi ciśnienie małpa podniosła. Poza tym u mnie to nawet ziemniaki ugotować, żeby się nie rozdupiły i były w miarę słone potem, to już jest wyczyn, a co dopiero takie coś 😄 Mąż docenił, w domu wszyscy też, więc ogólnie co mnie interesuje zdanie jakiejś mendy z fb prawda? Pozdro 😍

Po zapiekance ziemniaczanej, danie numer dwa - jak wszyscy w domu 

ocenili: pyszne *no kurde, jaram się tym 💚😆


środa, 29 kwietnia 2015

Pisarka nie, ale do gadania to mam dryg chyba 😛

     No, to moje próby pisarskie zostały zakończone właśnie 😄 To by było na tyle, ja się poddaję. Początek może i wyszedł, przynajmniej sądząc po komentarzach, ale na resztę spuśćmy zasłonę milczenia 😅 hyhy. *ach, bo mi się skojarzyło teraz. Wiecie, jak się śmieją łyżki? Łychy chy chy chy. Ale ja jestem popieprzona czasami 😂😂😂
     W każdym razie mózg mi się przegrzał od tych wszystkich koncepcji, a że zwykle wychodzę z założenia: rób coś dobrze albo wcale, to ja pisać nie będę. Ugrzęzłam w martwym punkcie i nie mam pojęcia, jak to ugryźć, więc... Opowiadania twórcze to kompletnie nie jest moja działka jak widać 😄 Szare komórki gdzieś w trakcie poumierały zdaje się i na ten moment to nawet nie mogę sobie przypomnieć, jak się nazywam 😅 I rozbolała mnie głowa - tyle wyszło z całego tego zamieszania 😝 Także bardzo przepraszam, ale powracam do swojego nudnego życia i przemyśleń różnorakich, czyli to co robiłam do tej pory 😁 W końcu idzie mi to chyba dość nieźle, skoro parę osób przybyło mimo wszystko ^^ PS. Cleo, czemu mi te spacje nie działają? Chciałam powstawiać akapity, żeby się lepiej czytało, ale jak daję zapisz i wchodzę na bloga, to ich nie ma. Nie rozumiem 😕
     No 😎 Ale żeby nie było tak całkiem beznadziejnie i smutno, że jednak nie przeczytacie mojego opowiadania, przynajmniej na razie, to coś Wam dam na osłodę 😁

     W zeszłym roku bodajże, organizowali przejazd kolarzy, między innymi przez moją wioskę. Artykuł na ten temat, jeśli by to kogoś zainteresowało oczywiście, znajdziecie tutaj: wyścig kolarski. Wprawdzie nie był to szeroko rozreklamowany we wszystkich mediach Tour de Pologne, więc żadne tam wielkie międzynarodowe sportowe widowisko, w którym zawodnicy przemierzają cały kraj, wzdłuż i wszerz, ale jak na takie zadupie, gdzie praktycznie niewiele się dzieje, to było naprawdę duże coś 😄
     Ok, to tak tytułem wstępu 😛
     U mnie w domu oczywiście wystawaliśmy w oknie od wpół do trzeciej - w sumie nawet nie tylko u mnie, bo w większości domów za firankami czaiły się twarze sąsiadów 😄 Poza tym przy samej ulicy też się kręciło mnóstwo osób, chociaż kompletnie nie wiem po kiego grzyba tak wcześnie, skoro się zaczynało o 15, a zanim jeszcze dojadą do Bolesławia to też trochę czasu minie 😁 Zresztą co tam, żeby nic nie przegapić, to najlepsze miejsca trzeba wyhaczyć przecież, prawda? 😃 Mądra Edzia w dodatku, wprawdzie nie od razu, bo by mi pewnie ręka uschła, ale w którymś tam momencie, wpadła na genialny pomysł. Pobiegła do pokoju, wyciągnęła swój telefon komórkowy, znalazła opcję "kamera" i wcisnęła nagrywanie 😜 A jak, se pomyślałam. Się uwieczni dla potomnych, może się kiedyś przyda ^^ No i co? Dzisiaj będzie jak znalazł 😝Także bardzo proszę, tylko zanim sobie puścicie, pasowałoby przed użyciem skonsultować się z lekarzem, bo to moje pieprzenie w tle, niewłaściwie zastosowane, może zagrozić Twojej przeponie lub umysłowi 😂😂😂 I love you - i trzymajcie się jakoś 😘

Gadająca Edzia - a to o przeszkadzaniu na początku było do kota *tak informuję, bo tu Miśki nie widać, a odgłosów paszczowych nie chciała wydawać jakoś 😆


52. MAŁOPOLSKI WYŚCIG GÓRSKI w Bukownie!
ale najlepsze jest i tak moje "pieprzenie" w tle 😄
Posted by Edyta Dabek on 12 czerwca 2014

czwartek, 23 kwietnia 2015

PROLOG...

     Jestem zupełnie pewna, że wyszło gówniano 😄 Ale chciałam trochę popróbować z tworzeniem jakiegoś sensownego tekstu przynajmniej na sam początek opowieści, bo się tak napaliłam na to pisanie z Alicją, zwłaszcza, że zaczęłyśmy już trochę myśleć razem nad fabułą. Rozmawiałyśmy o tym na asku, prawda? Tylko coś nam to idzie jak po grudzie, nie wiadomo dlaczego. Znaczy się ja nie wiem, chyba że Alicja 😛
     W każdym razie publikuję te swoje marne wypociny, możecie się wypowiadać 😅 No i może wreszcie Alicja się określi, czy prolog się w ogóle nadaje czy nie, czy coś w tym zmienić, czy zostawić, czy piszemy to dalej, czy nie, bo sama to nie mam najmniejszego pomysłu, jak to pociągnąć, a szczegółów nie zdążyłyśmy omówić do tej pory, tylko tak ogólnie - potrzebuję pomocnika, nie dam rady w pojedynkę i tyle 😄
     Dobra, bo się rozwlekłam, a przecież prolog miał być: jedziemy z tym koksem w takim razie 😛

     To był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu...
     Już dawno straciliśmy wszelką nadzieję, że nasze największe marzenie w końcu się spełni. Próbowaliśmy po prostu wszystkiego: eksperymentalne kuracje, leki, które były dopiero w fazach testowych, terapie hormonalne i ciągle nic. Patrzyłam tylko na męża smutnymi oczami, a on pocieszał mnie i wspierał, jak tylko mógł. Byłam mu za to wdzięczna.
     Po wielu latach nieudanych starań Raymond natrafił na ogłoszenie w gazecie. Jakiś lekarz o dziwnie brzmiącym nazwisku oferował coś w rodzaju eliksiru życia. I wtedy stał się prawdziwy cud. Nasza kruszynka Annabelle przyszła wreszcie na świat. Rozpierało nas ogromne szczęście. Patrząc teraz na ciemną czuprynkę córeczki i obejmując swojego męża w pasie, wiedziałam, że przetrwamy wszystko. Jak bardzo się myliłam...
     Ni stąd ni zowąd, za oknem rozszalała się burza. Zrobiło się zupełnie ciemno, niebo zasnute ciężkimi chmurami raz po raz rozświetlały błyskawice. Wichura poruszała konarami drzew w pobliżu domu, które przechylały się, stukając co chwilę w okienną szybę. Nagle zgasło światło, więc wypuściłam męża z objęć, ponieważ zaoferował się, że zejdzie na dół i zobaczy, co się stało. Wychodząc, obrzucił mnie jeszcze tym swoim ciepłym spojrzeniem, które zawsze dodawało mi otuchy.
     Wiatr wzmagał się coraz bardziej. Wydawało mi się, że w powietrzu rozlega się coś jakby szept. Niepodziewanie tuż koło mojego ucha, usłyszałam bardzo wyraźnie każde słowo:

„W dniu 21 urodzin poznasz mężczyznę, któremu się powodzi.
Gdy doznasz spełnienia, w wampira się zmieniasz.
A ten czar będzie trwał, póki miłości poznasz smak.
I dziewczęcy znów przybierzesz kształt.”


     Annabelle zaczęła okropnie płakać, więc wyjęłam ją z kołyski i wzięłam na ręce, tuląc do piersi. W końcu przypomniałam sobie wszystko, co kiedyś mówiła mi moja matka. A wcześniej babcia. Pojedyncze elementy układanki wskoczyły wreszcie na swoje miejsce i ułożyły w jedną spójną całość.
„Boże Święty, to ten szarlatan” - pomyślałam z rosnącym przerażeniem. - „Że też wcześniej to nazwisko nic mi nie powiedziało”.
     Wiedziałam jednak dobrze, że muszę zrobić wszystko, by uchronić Annabelle przed niebezpieczeństwem. Po prostu nie mogłam pozwolić, żeby to rodzinne przekleństwo zniszczyło przyszłość mojemu słodkiemu maleństwu.


A to dla mojej kochanej Cleo - "szarlatan", o którym mowa 😉😆 Też ubóstwiam tego pana 💚


EDIT: 24.04.2015, godzina 13:52
     No to będziemy robić co innego 😄 Alicja wymyśliła nowy, lepszy scenariusz, więc zacznę chyba od początku. Ale komentować dalej możecie, w sumie fajnie mi się Cleo czytało, jak pochwaliła parę rzeczy, także choćby dlatego piszcie 😜 Na razie nie mam pomysłu na tą udoskonaloną historię, no i muszę lecieć, więc do zobaczenia - będę coś klecić następnym razem 😀

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Genialny pomysł (teoretycznie) 😄

     Mama stwierdziła niedawno, że skoro i tak nie pracuję, to mogłabym trochę odciążyć mieszkańców naszego domu, zwłaszcza, że to potem zaprocentuje mi na przyszłość (podobno) 😅Chyba już nie mogą ścierpieć, że baba, a nie potrafi 😃 Po prostu... No ale dobra, do rzeczy.

ATTENTION!!!

     Przeprowadzamy eksperyment naukowy pod tytułem "Edzia w kuchni" *chichot zażenowania. Albo jak to mówił mój ulubiony Czaruś, tylko trochę zmieńmy, żeby się rymowało: "Z patelnią przez świat - czyli abrakadabra, gotuje Eduarda" 💚😂😂😂 U mnie w domu to niech się lepiej wszyscy boją, i to od teraz najlepiej 😆


     EDIT: 21.04.2015
WYNIK eksperymentu: pozytywny.
STRATY w ludziach: brak 😂
Jak widać nie wyszło to tak źle jednak. Jakoś nikt się nie potruł, mama stwierdziła: "ale to wszystko pyszne", a tata: "będą z Ciebie ludzie" 😅

Popisowe, pierwsze danie, z moich osobistych rączek 😛
Wygląda chyba całkiem dobrze, prawda? 😉

środa, 15 kwietnia 2015

Do zobaczenia wkrótce 😊

     Właśnie pożegnałam brata i Kasię. Pojechali sobie do Anglii zarobić. Ale obiecali, że jak uskładają to wrócą 😉
     Rodzice wybrali się z nimi na dworzec do Kato, żeby pomachać. Oczywiście mama się poryczała w domu już - wychodziła z łazienki, ocierając łezki, to mi język pokazała, jak się uśmiechnęłam 😄 Chyba miałam minę niedobrą i myślała pewnie, że się nabijam. No proszę Cię, ja?! Pierworodna córka?! Nigdy w życiu 😘😃 Potem przyjechali rodzice Kasi, więc doszła druga płacząca matka, to na dworcu będą prawdopodobnie ryczeć obie 😅 Istny Armageddon, z efektami dźwiękowymi w dodatku 😛
     Ja na szczęście musiałam coś załatwić w banku i w US, także brata i Kasię uściskałam w domu i życzyłam im powodzenia 😊 No bo jakbym się pofatygowała jednak do tych Katowic, to z dwiema rozpaczającymi mamami chyba by mnie szlag trafił - a tak to się tatusiowe męczyli 😜
     Teraz się muszę wszystkim zająć i przejąć ich domowe obowiązki. Przeraża mnie to trochę, no ale rodzice są jeszcze, to myślę, że mnie nie zostawią samej sobie 😃 Tylko też tam coś pomogą 😉

niedziela, 12 kwietnia 2015

Urodzinowo 😁

     I nadchodzi wielkie trzy-zero 😂 Ale ja jestem stara. Poza tym 30stka na karku, a ja dalej z rodzicami: MASAKRA 😄 Czas coś z tym zrobić po prostu, trzeba się zawziąć i koniec.
     Wprawdzie impreza była wczoraj, bo brat z żoną się szykują na wyjazd powoli, w rozjazdach ciągle są, więc zrobiliśmy wcześniej. Dostałam własnoręcznie uszyty przez moją kochaną bratową patchwork, i dwa jaśki - znaczy w sumie to poszewki sama szyła, wkład był kupiony. Ale to tam pal sześć, i tak się napracowała *dygresja: za co oni mnie tak lubią, to zabij mnie, a nie wiem 😄
     No i jeszcze książkę, a od mamy kapcie 😛
     Ach, najważniejszego bym zapomniała: BRATOWA UPIEKŁA DLA MNIE TORT. Pyszny 😁 Ta to ma talent do wszystkiego naprawdę, normalnie podziwiam 💚

     Natomiast dzisiaj będę świętować z panem A. oczywiście 😄 Najlepsze, że urodziny mamy w tym samym dniu, więc to będzie podwójne NASZE święto: moje wielkie trzy-zero 😅 a jego trzydzieste drugie - wszystkiego dobrego Skarbie 😘
     Dostanie ode mnie książkę i zestaw płyt z rockowymi balladami.
     No i jak zwykle ciężka przeprawa prezentowa była, odwieczny problem: co kupić chłopakowi na urodziny. Po prostu przechodzi ludzkie pojęcie... na czerwonych światłach w dodatku 😃 Ale to nic, może nie będzie tak źle. Najwyżej potem opchnie na allegro 😂😂😂 *ależ ja jestem okropna, co? Sorry, chyba taki mój urok już 😛 Idę się poprzytulać do mojego kocyka i jaśka od bratowej, dobranoc 😘😄

Słodkie arcydzieło mojej bratowej - cudny prawda?



Urodzinowe kwiaty od mojego "męża" - się postarał 💘


Cuda uszyte własnoręcznie - zdolną mam bratową, nie ma co 💚

wtorek, 7 kwietnia 2015

Święta, Święta i po Świętach...

     Cudownie! Najlepsze Święta Wielkanocne EVER! Dziękuję Archie 💘
     Chociaż w sumie to i mamie powinnam, w końcu się zgodziła, żeby nie musiał tak szybko uciekać do domu. Ciągle jestem w szoku 😛
     Aż się nie chce wracać do codziennych obowiązków... Cóż to było za leniuchowanie - uwielbiam to robić, zwłaszcza z Ukochanym przy boku 😁 Mrrry 😆😘
     Przepraszam, że takie nudy, ale nie mam w ogóle pomysłów. Ani na opowiadanie, ani nawet na cokolwiek, co by notkę przypominało. Trudno, nie nadaję się do tego pewnie. Pozdrawiam 😊

środa, 1 kwietnia 2015

Prima Aprilis😄

     Cześć ludziska 😘 Przeniosłam się tutaj z mojego starego wysłużonego myloga, cieszycie się? 😄 One wiedzą mam nadzieję, do kogo to piszę przede wszystkim 😉
     Może zdobędę nowych czytelników teraz? Ale żeby tamten blog nie leżał tak całkiem odłogiem, to tam też możecie komentować te moje starocie... Zwłaszcza że muszę się tam pojawić raz za czas, żeby mi go nie usunęły mendy z administracji 😄 Zrobię sobie z niego fotobloga może? Nie wiem, pomyślę nad tym jeszcze 😛 W sumie to możecie coś podpowiedzieć, się nie pogniewam 😄
     OK. Ale wracając do tego, co miałam w zamyśle, to postanowiłam napisać coś ala opowiadanie. Nie wiem, czy mi wyszło, więc poproszę o jakieś sugestie 😛

     Zdaje mi się, że w życiu się tak nie ubawiłam w Prima Aprilis 😃 Mam wrażenie, że niewiele osób nadąża za "edziowatym" tokiem rozumowania 😂 Dlatego pewnie te moje żarty primaaprilisowe zwykle nie docierały i nie uważali ich za godne tego święta 😄
Dzięki Ci Boże za Archiego 💘 Kocham Cię Skarbie 😂
     Ale do rzeczy. Otóż:
Cały dzień się zastanawiałam nad dobrym dowcipem, takim, żeby był mniej więcej prawdopodobny, bo przecież gdybym wymyśliła jakąś niestworzoną historię, to kto w nią uwierzy niby 😄 Z mamą zaczęłam konsultować w końcu, bo faktycznie miałam niezły problem, ale nawet z jej pomocą szło to jak po grudzie 😛
- Powiedz mu, że z nim zrywasz - stwierdziła mama. - W sumie to chciałabym wiedzieć, co wtedy zrobi, to by mogło być ciekawe. - Zachichotała, z dłonią przy buzi.
     Spojrzałam tylko spode łba, bo nie za bardzo ten pomysł mi przypadł do gustu szczerze mówiąc.
- Albo wiem - powiedziała moja rodzicielka. - Powiedz mu, że jesteś w ciąży.
     No myślałam, że normalnie z krzesła spadnie, tak się śmiała 😄 Dobrze, że akurat nic nie jadłam w tym momencie, bo chyba bym się udusiła, stanęło by mi wszystko w gardle zapewne 😛
- No weź. Co ja wiatropylna jestem? - Uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na mamę. - Gdyby to policzyć, to musiałabym być w trzecim miesiącu. Więc chyba nie bardzo.
     A żeby ją jeszcze dobić za ten pomysł z zerwaniem, podeszłam do lustra, stanęłam bokiem i zapytałam: - No i jak mamo, widać coś?
     Roześmiałam się w głos, bo już nie wytrzymałam po prostu 😄 W życiu by nie uwierzył w taki żart... może i faceci nie zauważają podobnych rzeczy, ale z tym to na pewno mój Prima Aprilis by nie przeszedł. Natomiast sam skutek, który wyniknął z mojego gestu był identyczny z zamierzonym, bo kiedy spojrzałam na matkę, wyglądała jakby połknęła ość tak co najmniej 😂 *ależ jestem złośliwa, co?
- Dobra. - Klasnęłam w ręce. - Może powiem, że mamy straszną pogodę, że wichura była, i nam dach zerwało. Że się musimy wynieść z domu, już jesteśmy spakowani właściwie i czy moglibyśmy na czas remontu przyjechać. - Zachichotałam.
     Tym razem to mama spojrzała na mnie spode łba 😄 Pomyślałam sobie: "Oho, chyba głupi pomysł".
- Córcia, nie przesadzaj może co? - rzekła. - To ja tu nie mogę spać, się boję, żeby nam sufit na głowy nie spadł, a Ty mi tu...
     Mina matki nie wróżyła nic dobrego, więc zamilkłam. Myślałam, myślałam, a że zbliżała się pora, że mój Archie pewnie będzie wracał niedługo do domu i ja dalej nie wiem, to napisałam coś bez sensu w ogóle, bo byłam pewna, że nic nie będzie z tego żartu. W końcu się już znamy szmat czasu, Archie zdążył poznać rodzicielkę prawie tak samo jak ja, więc dobrze sobie zdaje sprawę, "z czym to się je" 😄
     Naturalnie pochwaliłam się jej, że napisałam, że się zgodziła, żeby przyjechał do mnie na całe święta 😛 Oczywiście w dodatku naraziłam się przez to na święte oburzenie, że jak tak mogłam, że przecież uwierzy, zwali jej się do domu na trzy dni... Ona po prostu jest staroświecka strasznie i uważa, że chłopak nie powinien zostawać u dziewczyny na noc, że to nie wypada, że z powodzeniem sobie może u mnie siedzieć ile chce, ale potem niech wraca grzecznie do siebie. I takie tam.
- No proszę Cię! - wykrzyknęła ze śmiechem mama. - To w końcu komu ten Twój Prima Aprilis miał być, mnie czy jemu?
     Uśmiałyśmy się niemiłosiernie, no i mleko się wylało jak to mówią, ale stwierdziłam, że to niemożliwe, że nie uwierzy i żeby się nie martwiła. Jakież było moje zdziwienie...
     Po pewnym czasie dostałam smsa zwrotnego: "To gadałaś z nią, czy sama to zaproponowała?"
Ja: "Taa, sama. No skąd 😄 Pół dnia jej marudziłam, to chyba dla świętego spokoju w końcu się zgodziła."
     A że coś długo nie odpisywał, to dodałam: "I najlepiej to jakbyś zabrał swoich rodziców jeszcze. Bo wiesz, powinniśmy chyba pogadać tak wszyscy wspólnie, o przyszłości, skoro ja w ciąży jestem. No i oświadczyny jakieś zorganizować."
     Normalnie uwierzyć nie mogłam, że się dał wkręcić 😂 Trzy razy chyba tamtego smsa czytałam, poważnie 😛 Dlatego dopisałam całą resztę, żeby już nie było wątpliwości, że to Prima Aprilis. Przecież mama by zawału dostała. Także musiałam coś wykombinować, żeby nie myślał, że będzie mógł nocować 😄 I się zdziwiłam kolejny raz, bo mimo tego, że wreszcie zareagował, to zupełnie nie tak, jak miało być w moich teoretycznych planach 😂
     Sms od Archiego: "Co ku.wa? Ty wiatropylna jesteś? Coś Ty mamuśce powiedziała? W jakiej ciąży 😄 Ja nic o tym nie wiem 😛"
     Kompletnie mnie zamurowało, więc już bez owijania w bawełnę, żeby uratować sytuację, odpisałam: "Kochanie, a spójrz na datę 😘 Nie no bez jaj, Ty tak poważnie? 😂"
On: "Ty, bez takich żartów 😛 Czyli ..uj wielki i bąbelki ze świąt? 😛 O Ty mendo 😘"
     Swoją drogą genialne powiedzenie, nie słyszałam tego jeszcze i sobie na pewno zapamiętam - zabawne naprawdę 😄
     Zaczęłam potem mu opowiadać, że miałam ubaw jak nigdy chyba 😆 Że jak kombinowałam ten żart, to planowałam jeszcze napisać, że byłam na imprezie i nic nie pamiętam, a koleś się ulotnił, i to jego dziecko, ale że on to chyba mnie samej nie zostawi, skoro i tak myślimy nad ślubem... Jednak byłam przygotowana, że od razu się skapnie 😛 Niestety kiedy zobaczyłam, że ciągle mi się żart udaje, czym mi załatwił przeponę prawdopodobnie, bo tak się śmiechem zanosiłam, to stwierdziłam, że dłużej tego nie pociągnę. Więc odpuściłam tę imprezę.
     Kurde, przecież gdybym nie napisała prostu z mostu: "Prima Aprilis", to kto wie, ile bym musiała jeszcze przecierpieć 😂😂 Sorry, ale ja mam jedno zdrowie tylko 😄

     No i taka historia - uśmiałam się jak hiena, a teraz będę ze trzy dni się zbierać pewnie po tym wszystkim 😛 Ubaw po pachy. Poza tym czy to moja wina? Przecież zna moją matkę, wie co ona myśli o nockach, więc powinien dodać dwa do dwóch 😄 Co ja poradzę? Trzeba było się chwilę zastanowić - mógł od razu na to wpaść, że z tym smsem to chyba coś nie teges 😛
     Ciekawe jak mi się Kotuś "odwdzięczy" teraz, bo nie sądzę, żeby to przeszło bez echa 😂 Swoją drogą niby głupia koncepcja, i pewniak, że nic z wyjdzie - w końcu kto by wykombinował, że coś nieprawdopodobnego teoretycznie, się okaże takie w skutkach - a jednak Archie się dał nabrać. Zrobiłam żart, który się udał stuprocentowo tym razem. Niesłychane 😃 Chociaż...
     Nie no, pójdę przez te swoje pomysły do piekła kiedyś. Prościutko przez highway to hell 😂😂 To jest kurna nawet więcej niż pewne 😄 Na razie 😘