Tym
razem może to nie był jakiś szczyt sztuki kulinarnej, jak na fb niektórzy
zauważyli *złośliwe mendy swoją drogą, ale biorąc pod uwagę zupełne
beztalencie, jakim jestem w kuchni, że to się udało, to jest cud 😛 Poza tym ciul z nimi, kotlecikiem
z pieczarkami i cebulką, zapieczonym z żółtym serem się podzieliłam z mężem,
który mnie zna od tej strony również - znaczy, że gotować nie umiem 😅 po czym zostałam doceniona słodkim
buziakiem, ze słówkiem "dziękuję" na dokładkę, więc reszta mnie
kompletnie nie obchodzi 😁 Kocham Cię Skarbie 😘
Ja
rozumiem, 30 lat to się może wydawać, co to jest usmażyć kotleta, ale jak się
wchodzi do kuchni drugi raz z zamiarem upichcenia czegokolwiek, co się będzie
potem nadawało do spożycia, to chyba koleżanka z fejsbuka mogłaby mieć chociaż
odrobinę taktu. Sama kurwa wiem, że już dawno powinnam się nauczyć, ale jak
mnie wszyscy wyręczali zawsze? Ja po prostu nie cierpiałam gotowania, omijałam
to szerokim łukiem, więc niech mi tu wieku nie wypomina, bo to nie ma nic do
rzeczy! Se zrobię w końcu na youtubie program na miarę Pitera Ogińskiego pod
tytułem: "Nienawidzę gotować" i zacznę robić
filmiki w stylu: "jak przypalić wodę na herbatę" albo "jak
zrobić zjaraną karkówkę z grilla" 😂😂😂
Ale
mi ciśnienie małpa podniosła. Poza tym u mnie to nawet ziemniaki ugotować, żeby
się nie rozdupiły i były w miarę słone potem, to już jest wyczyn, a co dopiero
takie coś 😄 Mąż docenił, w domu wszyscy też,
więc ogólnie co mnie interesuje zdanie jakiejś mendy z fb prawda? Pozdro 😍
Po zapiekance ziemniaczanej, danie numer dwa - jak wszyscy w domu
ocenili: pyszne *no kurde, jaram się tym 💚😆
Edzia, się nie przejmuj! Ważne, byś Ty była zadowolona z siebie i cieszyła się, że powoli z sukcesem wprawiasz się w gotowanie ;)
OdpowiedzUsuńJa przesiadywałam w kuchni od 12 roku życia, rzeczą naturalną było gotowanie, choć muszę wyznać, że to moja młodsza o dwa lata siostra pierwsza ugotowała sama cały obiad (co dla szóstki osób znaczy dość dużo jedzenia).
Obiad wygląda ślicznie na zdjęciu, a skoro Archiemu smakowało, to ja mu wierzę i sama chętnie bym taki obiadek u Ciebie zjadła ;)
Ściskam mocno! :*
Spoko, już się nie przejmuję <3
UsuńA no, aż dziw, że z sukcesem - mimo niewielkich błędów, ale to tam są szczegóły, o których się nie wspomina hihi, da się zjeść :D
Od 12 roku życia? To ładnie :) Mnie jakoś nigdy nie wychodziło i znowu się będę powtarzać, ale tutaj też zadziałała zależność: albo rób coś dobrze albo wcale :P Natomiast teraz skoro mam o kogo dbać i w końcu pójdziemy na swoje, to postanowiłam spróbować mimo wszystko :D Wiecie, czego się nie robi z miłości hyhy <3 A poza tym też odciążyć trochę mamę, bo ma problemy zdrowotne ostatnio, a przynajmniej obiady jej odchodzą - wraca z pracy i z zabiegów, to ma gotowe, a jeszcze jak smakuje, to ja tym bardziej temu pomysłowi przytakuję :P
Oj, przypasowało mu faktycznie :D I to bardzo, z czego jestem podwójnie dumna <3
Ściskam też :*
Zawsze zapominam o tym napisać, ale "Archie" kojarzy mi się z tym z "5 Sposobów na":D Zawsze jak widzę tutaj to słowo to na myśl mi ten kanał przychodzi:D Takie zboczenie. Swoją drogą! "Mąż"!? Jaki kurde mąż? Czy ja coś przegapiłam? Bo ostatnio nazywałaś go narzeczonym;D Nawet pamiętam nasze rozmowy, a tera nagle wyskakujesz z mężem:D Proszę o sprostowanie Edzia! ;D
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci pierwszego kotleta! wiem, co to znaczy zacząć gotować mając o ileś tam za dużo lat na karku, bo ja też tego nie umiem;D Kotleta usmażę tak, że zjeść się da, zupę pomidorową zrobię, wody nie przypalę (ale mleko za każdym razem!) i kilka innych rzeczy też jakoś dam radę, ale żeby tu była mowa o jakimś pichceniu to średnio... Piec też nie umiem. Edzia, musimy się wziąć za siebie, bo co z nas za żony będą!? Widzę, że ty już zaczęłaś to teraz moja kolej;D
Ogiński... ahaha;D Ten to jest wariat^^
PS Nowy rozdział u mnie;D ;*
"5 sposobów na..."? Nie znam tego ;D
UsuńNo ja swoje kochanie od zawsze tak nazywałam, i po naszym rozstaniu a potem ponownym happy endzie dalej tak zostało - on się wścieka za to czasem na mnie, ale zaraz mu przechodzi *co ta miłość robi z człowiekiem hyhy. To też takie zboczenie, lubię to słowo. Archie <3
Ojej no, narzeczony, mąż: jeden pieron. I tak go nigdzie już nie puszczę, więc jest na mnie skazany :P Musiałabym to w cudzysłów wziąć, ale to tak nieładnie jakoś wygląda, więc u mnie to jest taki zamiennik jakby, po prostu :D Spoko, jeśli nasz status związku się zmieni to na pewno dostaniecie cały pakiet dokumentujący ten stan rzeczy huehue. Wpis, zdjęcia, może filmiki, zobaczymy :P
A dziękuję Ci :* W sumie to kotlety już smażyłam w życiu, chociaż bez pieczarek i zapiekanego sera, ale nigdy tak od początku do końca całego obiadu sama nie zrobiłam.
Oj, ja to już dużo za dużo nawet huehue.
Zupę ostatnio miałam przyjemność, ale rosół akurat :D I też zjadliwy dziwnym trafem :P Wody nie przypalam, to było napisane tak żartobliwie tylko, żeby tej pani z fb trochę utrzeć nosa hyhy. Z mlekiem mi się udaje, chociaż zdarza mi się, że "ucieknie" z garnka, wykipi znaczy :D Pieczenie to czarna magia - umiem trochę murzynka i szarlotkę, ale nie tak, żeby od początku do końca, mamie po prostu coś tam z tym pomagam :P I parę innych rzeczy jak to ładnie nazwałaś, ale to też bardziej na zasadzie pomocnicy kuchennej. Mistrzynią to tu jest zdecydowanie mama Krysia :D
No musimy musimy, koniecznie huehue. Ale mój przyszły mąż *żeby już było całkiem na tip top, jeszcze nie jesteśmy po ślubie hyhy, jest bardzo wyrozumiały dla mnie pod tym względem, więc o gotowanie się nie muszę martwić w sumie :P Chociaż wiesz, ja to jestem ambitna, dlatego też bym chciała czasem Ukochanemu zaimponować :D Żebyś Ty widziała jego minę, kiedy został uświadomiony, że to co widać na zdjęciu sama ugotowałam, łącznie z ziemniakami, co u mnie to już jest nieziemski wyczyn, żeby się nie przypaliły i były dosolone huehue.
- Ty robiłaś? No nie wierzę, Edzia w kuchni. Podmienili Cię albo co? *trzepnęłam go ścierką bez łeb, ale nic sobie z tego nie robił :D
- A to za co? Moja kucharka, kocham Cię *potem dostałam wielkiego buziaka-słodziaka, więc "przełknęłam zniewagę" :P Poza tym nic na talerzu nie zostało, jeszcze trochę to by wylizywał z niego hyhy. Powiedział po wszystkim: "dziękować", no to bym była bez serca chyba, gdybym nie wybaczyła ;) Aż taka zołza to nie będę, w końcu gdzie ja znajdę drugiego takiego, co chce beztalencie kulinarne brać, żeby z głodu umarł jak wróci z pracy? :D Zna mnie jak nikt, więc skoro mu to we mnie nie przeszkadza, to ja jestem na tak :P
No Ogiński, uwielbiam gościa huehue. A to jego: siemanko, witam w mojej kuchni, mnie rozwala za każdym razem :D I love you Piotr <3
Rozdział widziałam, czytałam właśnie, jak dostałam sygnał, że komentowałaś u mnie :D Pozdrawiam :*