Translate

wtorek, 11 sierpnia 2015

Powrót do szarej rzeczywistości.

           No to jestem znowu u siebie 😁 Wyjazd do Lublina to była najlepsza rzecz, jaką zrobiłam do tej pory - czuję się świetnie, wypoczęłam na wsi jak nigdy, poznałam rodzinę Archiego (strasznie ich dużo, cały czas jestem oszołomiona jeszcze), wytańczyłam za wszystkie czasy, pojadłam swojskiego żarcia (mam wrażenie, że przytyłam z 5 kilo 😅). Po prostu CU DO WNIE 😍 A teraz od początku...
W sobotę musiałam wstać wpół do piątej rano, masakra. Tata obiecał, że mnie odwiezie do Olkusza przynajmniej, żebym za dużo nie taszczyła sama tej torby, ale oczywiście komunikacja miejska działa jak działa i busy sobie przyjechały jakimś swoim rozkładem jazdy. 3 terminy z rozpiski przystankowej olały zupełnie, bo miałam mieć 20 po, 35 po, a potem jeszcze 45 po. Natomiast ostatecznie wylądowały nie wiadomo jak, bo już nie czekałam, tylko tata mnie zawiózł do Krakowa po prostu. I weź tu licz na komunikację miejską. Umów się na cokolwiek o danej godzinie, to one sobie przyjadą jak im pasuje, a Ty się zastanawiaj, gdy nie masz samochodu, jak dojechać na jakieś spotkanie biznesowe z klientem, wizytę u lekarza specjalisty czy tak jak ja - niestety pociąg na mnie nie poczeka, tylko odjedzie jak ma zaplanowane, do lekarza się czeka czasem rok albo półtorej i przez takie debilstwo kolejka przepadnie, a klient sobie znajdzie inną firmę, która nie będzie się spóźniała na spotkania, w końcu co go to obchodzi, czym Ty się dostaniesz w umówione miejsce. No nieważne.
W każdym razie jakoś się pojawiłam na tym krakowskim dworcu i koniec końców na pociąg zdążyliśmy 😛 Gorąco było jak w piekle, klimatyzacja tylko w pierwszej klasie, więc jedynie sztuczny nawiew musieliśmy kombinować, czyli po prostu otworzyć okno 😅 Z tym natomiast mieliśmy taki problem, że przy większym tempie jazdy urywało głowy o mało co, ale no cóż, z dwojga złego lepiej się nie rozpłynąć w tym upale niż narzekać na pęd powietrza.
Dojechaliśmy do Lublina bez problemu właściwie, może poza tym, że po wyjściu wyglądaliśmy jak po kąpieli w basenie w ubraniach 😄 Spod dworca nas odebrał kuzyn Archiego, Mariusz - jeden z wielu, których poznałam 😛 Przywiózł nas do siebie do bloku własną taryfą, bo pracuje jako taksówkarz 😁 Przywitała mnie jego żona, Dorotka. A potem się pojawił ich starszy syn Patryk. Tutaj to była śmieszna historia w ogóle, bo przyleciał skądś i szybko potrzebował łazienki, żeby się odświeżyć. Wypadł jak burza, ale nie zarejestrował, że mają gości i nagle stanął w drzwiach kuchni w samym ręczniku, takim kusym w dodatku, bo chłopak wysoki jak brzoza, spływający jeszcze wodą i wryty w ziemię 😂 Ale dość błyskawicznie się otrząsnął, uśmiechnął ślicznie i podał rękę na przywitanie z wesołym: cześć 😎 Odwzajemniłam, zupełnie nie speszona 😃 A Patryk też niewiele się przejął ze stanu, w jakim go zastałam, bo zaraz się odwrócił na pięcie, żeby się przebrać. W każdym razie uśmiałam się z tego, a jego mama tylko kręciła głową z niedowierzaniem, po oczach widziałam, o czym myśli: Boże, co z niego wyrosło. To dopiero postrzelony chłopak, przed dziewczyną Artura prawie nago, jaki wstyd. Ja tam się nie przejęłam, on zresztą też, bo przecież nic takiego strasznego się nie stało. A facet na moje oko jest całkiem niezły, więc było na co popatrzeć - naprawdę nie ma co narzekać 😉😂
My też się kąpaliśmy u nich po podróży i przebieraliśmy na wesele. Ja oczywiście miałam trochę gorzej, bo z okresem (a propos, tak jak już mówiłam: na małe Adamsiątka musimy jeszcze poczekać - nie byłam jednak w ciąży 😜 szkoda w sumie...), ale jakoś dałam radę. Poza tym Dorotka jak prawdziwa gospodyni zaproponowała nam obiad - dostałam domową ogórkową, także przed weselem sobie jeszcze podjadłam 😁
Od Mariusza jechaliśmy z następną kuzynką samochodem, do domu panny młodej. Poniatowa o ile dobrze pamiętam. Tam na tym gorącu to była następna masakra, ja w sukience i w odkrytych butach to jako tako jeszcze, ale Archie? Ja po prostu współczuję facetom, co oni przeżywali w takim słońcu, w tych garniturach i całych butach 😄 Bagaże zostawiliśmy u chrzestnej pana A., bo to niedaleko było, więc nie musiałam tego taszczyć ze sobą do kościoła. Z torebki przepakowałam do dużej torby to, co mi się nie przyda, także buty na zmianę zmieściłam bez problemu 😛 Przez ten okres to niestety i tak miałam sporo rzeczy potrzebnych, więc torebkę miałam dosyć dużą mimo wszystko. No ale cóż, tyle godzin na sali weselnej, bez dostępu do prysznica, to musiałam sobie radzić jakoś inaczej. Może to i głupio wyglądało z takim torbiszczem do sukni balowej, ale co ja się przejmować będę. Nie moja wina, że mi się spóźnił, a odświeżyć się trzeba było. A jak się komuś nie podoba to trudno, taki los kobiecy i tyle 😉
Z domu panny młodej mieliśmy podstawiony autobus, najpierw do kościoła w Chodlu i w ogóle nas wszędzie woził potem, więc z transportem problemów nie było. Parafię na Lubelszczyźnie mają piękną, budynek również, w środku też mi się podobał. No tylko gorąco jak wszędzie. Myślałam, że może będzie trochę lepiej niż na zewnątrz, ale jakoś nie za bardzo poczułam. Biedny ksiądz non stop ocierał czoło chusteczką 😄 Para młoda wyglądała cudnie: Bogdan - przystojny, elegancki, Madzia: śliczna, w pięknej białej sukni... zapatrzeni w siebie i zakochani 😊 Uwielbiam śluby 😅💚
    Potem większość swoimi samochodami, a my znowu autobusem się przemieściliśmy do sąsiedniej wsi (Siewalka bodajże, ale ja tych okolic w ogóle nie znam, mijaliśmy tyle miejsc, więc tak do końca to niczego nie jestem pewna 😛 niech żyje orientacja przestrzenna 😂) na imprezę. 

Okolice są śliczne, dom weselny piękny - w ogromnym ogrodzie, z fontanną i wielkim parkingiem. Akurat pasowało wszystko, bo ta rodzina z Lubelszczyzny jest strasznie liczna - 260 osób było, a pewnie i tak nie każdy przyszedł, że potrzebowali naprawdę dużych przestrzeni 😆

Salę mieli zrobioną też cudnie, orkiestra rewelacyjna, jedzenie pyszne, bo wszystko swojskie: schaby, kiełbasy, salcesony wytwarzane przez kuzyna Archiego - Pawła, także całe wesele wyszło po prostu GE NIAL NE 😍 Ja chcę jeszcze raaaaz *osioł ze Shreka, tak bardzo 😝

A na drugi dzień mieliśmy poprawiny... no i dla mnie to już było trochę za dużo tego imprezowania. Ale cóż, w ogólnym rozrachunku bardzo mi się podobało, mogę tam wrócić jeszcze. I nauczyłam się czegoś nawet: Siewalka, Siewalka - piękna okolica. Gdyby nie Warszawa, byłaby stolica *na melodię "Te opolskie dziołchy" 😃 Boże, kocham Lubelszczyznę 😂 I Ciebie także, panie A. 💘

Po prostu dziękuję mojemu słońcu, że mnie tam zabrał.

        Teraz niestety trzeba się otrząsnąć. Wszystko co dobre, kiedyś się w końcu kończy 😉 Jak to mówią. Odpoczynek był, musimy już wrócić do monotonii dnia codziennego. A szkoda. Wolałabym tam jeszcze zostać na dłużej 😋

          PS. Jeśli dostanę jakieś zdjęcia albo film, bo kamerzystę też mieli (chociaż po tym, co wyprawiał ten mój Skarb, to nie jestem całkiem pewna, czy to dobrze 😅), to na pewno dodam. Ściskam Was mocno 😘     

czwartek, 6 sierpnia 2015

Już za parę dni, za dni parę...

            Cześć robaczki, co tam? 😁
Bo my z panem A. się wybieramy na wesele w sobotę. Wyjeżdżamy na weekend, bo to w Lublinie aż, więc nam zejdzie na dojazdach trochę. Zawsze to jakiś powód, żeby odpocząć od rodziców 😅
Kuzynka Archiego wychodzi za mąż - dojedziemy tam, to idziemy się do nich przebrać i odświeżyć, i na jakąś kawę. Potem jest kościół o 16, wesele, nocleg u mamy panny młodej, a chrzestnej mojego A. Następnie poprawiny w niedzielę, no i powrót 😛
Już to widzę, jak bidulek będzie wyglądał po dwóch dniach imprezowania 😅 Natomiast tak poważnie, niech sobie nie myśli, że mu dam dużo pić - niańką wredną zostanę po prostu, a jak się nie będzie słuchał to złapię za fraki i zaciągnę na siłę do pokoju 😄 Czy gdzie tam znajdę możliwość. Także ten... BÓJ SIĘ!!! 😜
Zastanawiam się tylko, czy czasami się nie okaże, że będę miała wesele, ale z niespodzianką 🙈 Dziwne wrażenie mam ostatnio: podbrzusze mnie boli z lewej strony, a raczej czuję coś jakby ucisk. Kładę się do łóżka, to nie wiem na której stronie być, czy na plecach, bo w każdej pozycji mi źle i nie dam rady spać 😄 Archie się czasem śmieje, że się wiercę jakbym miała zamiar jajko znieść, a ja tylko szukam dobrego miejsca, żeby się ułożyć 😝 I wydaje mi się, że mam małe kłopoty z chodzeniem przez te "bóle" - biodro trochę szwankuje. Poza tym od wczoraj zaczęłam coraz częściej niż zwykle chodzić siku, jakby mi coś naciskało na pęcherz 🙊 Ale najważniejsze jest to, że powinnam we wtorek dostać okresu: i nic. Albo ewentualnie w środę, bo mam dość nieregularnie, więc sobie czekałam jeszcze, żeby nie panikować tak od razu 😅 Natomiast trzeci dzień "obsuwy" już nie bardzo wchodzi w rachubę na co innego, dlatego więcej nie będę odwlekać 😎

 Idę rano do apteki i kupuję test ciążowy. Wóz albo przewóz :D 

Wprawdzie niektórzy mi mówią, że przecież gorąco, więc dużo piję i to może z tego powodu częściej przebywam w WC, że takie bóle towarzyszą różnym schorzeniom też, ale mnie się jednak nie wydaje 😜 Zwłaszcza że mama ciągle nade mną krąży z pytaniem, gdzie mam okres, do ojca mówi, że zostanie dziadkiem... a nasz Tysław Doskonały stwierdził w dodatku, że żona przy ciąży miała takie objawy i potem mi gratulował, więc wszystkie znaki na niebie i ziemi (a jemu akurat uwierzę - w końcu kilka porodów już przerabiał w swoim życiu 😅) na to wskazują 😛

Także czekajcie wieści ode mnie 😉 Ale napiszę Wam dopiero jak się upewnię u ginekologa, bo wiem, że testy czasem szwankują... No chyba że nic nie wyjdzie 😄 I okaże się, że okresu dostanę jednak, a 2dniowa zwłoka to przez te anomalia pogodowe na przykład i mojemu organizmowi się coś poprzestawiało tylko 😝
Buziaczki 😘