Normalnie ja go podziwiam. Ja bym tak nie mogła - zwłaszcza po tym, co razem przeszliśmy. Ale on ciągle się upiera... Poza tym traktuje mnie jak powietrze, już nawet nie rozmawiamy. To okropne. A ja dalej go kocham i pewnie dlatego jest mi z tą sytuacją jeszcze gorzej. Ale teraz już widzę, że nic z tego nie będzie 😢 Starałam się zmienić ten stan, jednak wychodzi na to, że będę musiała pogodzić się z kolejną porażką, bo moje wysiłki spełzły na niczym😕
Matko, nawet doszło już do tego, że się zaczęłam poniżać... nie będę się tu rozwodzić na ten temat, zresztą to bolesne i aż wstyd się przyznać w jaki sposób... W każdym razie zaczęłam się zachowywać jak skomlący pies, a to chyba jeszcze gorzej wpłynęło na to, co się dzieje, na jego decyzję.
I na co mi to było? Teraz wyszłam już na kompletną idiotkę... Muszę znowu zacząć żyć, tylko jak to zrobić, skoro bez niego wszystko traci sens 😢
Boże, dlaczego drugi raz postawiłeś go na mojej drodze. Mógł wtedy pójść w swoją stronę, wtedy jeszcze pozwoliłam mu odejść, mimo tego, że go kochałam. Ale łatwiej mi było się pogodzić. Na odległość i bez widzenia się, wszystko jest prostsze do zaakceptowania. Nie mogłam zapomnieć, ale pogodziłam się.
Boże, dlaczego kazałeś mu znowu namieszać mi w głowie i znowu wrócić, skoro i tak miałeś zamiar mi go ponownie odebrać, no dlaczego? 😥 I to teraz, po tym wszystkim, co było między Nami. W momencie gdy tak bardzo się zaangażowałam, pokochałam go całym sercem i uświadomiłam sobie z jeszcze większą mocą, jak bardzo go pragnę i chce z nim być, bo nie potrafię żyć bez niego. Jak ja mam dalej funkcjonować, kiedy wszystkie myśli są zwrócone w jego stronę, a nie mogę go mieć. Jak mam zapomnieć? Nie potrafię... Ciągle uwielbiam jego ręce, które mnie przytulały, jego słodki uśmiech, blask w jego oczach gdy na mnie patrzył, jego usta, które dotykały moich i przyprawiały o drżenie, jego poczucie humoru, bo jest tak cholernie podobne do mojego, brakuje mi tych żartów, wygłupów i śmiechów razem z nim, naszych rozmów tylko we dwoje... Ale też chwil złych, bolesnych, denerwujących i smutnych, czyli tych wszystkich negatywnych, bo to one uświadamiały mi, że go kocham mimo przeciwności, że chce mu pomagać i być blisko, być mu podporą gdy nie jest kolorowo. A teraz mam to stracić? Mam machnąć ręką i się pogodzić ze stratą, pozwolić żeby mi to uciekło? Boże, dlaczego mi to zrobiłeś? 😢
Czuję, że się skończyła moja radość, bo ona była tylko wtedy, kiedy był ON. Czuję, że odszedł na zawsze i nigdy nie będziemy razem. Czuję się rozbita, nieszczęśliwa, przegrana i nie mam pojęcia, jak mam dalej radzić sobie z moim życiem, skoro bez niego straciło sens.
Boże, skoro już nie możesz sprawić, żeby było jak dawniej, skoro mi GO zabrałeś, to zabierz mi i miłość do NIEGO, bo z nią sobie na pewno nie poradzę 😢
Błagam, pomóż mi, bo już dłużej nie mogę...