Zdolnych mam chopocków, roll. Ja tam
żadnych wierszy nie piszę, choć bardzo bym chciała... ale mogę
poczytać cudze :P Te są Mateuszka, też niezłe <3
Czarne myśli przechodzą przez głowę,
czy demonem zła stać się mogę?
W sercu żal, wspomnienia nigdy nie
odejdą w dal.
Dręczyć będziesz mnie. W
codzienności życia, w myślach, głowie mej.
Tak bardzo potrzebuje spokoju. Usiąść
w ciemnym pokoju.
Przez pryzmat czasu spojrzeć na to, co
było, po raz kolejny
zadać sobie pytanie: dlaczego się
skończyło?
Tak boleśnie, tak przedwcześnie.
Świat maluje się czarnymi barwami,
dobro ulega ciemności.
Wkroczyłaś w me życie z butami,
zdeptałaś owoc miłości.
Oczy zwilżone łzami, dobre chwile już
za nami.
Nie ma "nas", nie ma "my",
znów puste "ja" i "ty".
Odchodzę powoli w strachu niewoli.
Anielska cierpliwość skończyła się.
Z furią diabła niszczyć chcę.
Mój mały świat zburzę, rozpętam
straszną burzę.
Na koniec zagładą obejmę siebie, tak
będzie lepiej dla Ciebie.
I tak mnie nie kochałaś, złudną
nadzieję wciąż dawałaś.
Śladu po mnie nie będzie, odrodzę
się w innym wymiarze,
zapomnę o mej od losu karze.
Z wodospadu uczuć rzucę się, w
niepamięć odejść muszę.
Podążyłem w życiu krętą drogą,
bliscy mi ludzie zrozumieć tego nie mogą.
Zło ogarnia mnie, czy tego właśnie
chcę?
Kwestią czasu jest moje istnienie, już
nigdy smutku na radość nie zmienię.
Pożegnać się czas, było bosko, lecz
płomień zgasł.
Zlewa się wolno po szybie,
przeciąga deszczu łza.
Znów płacze niebo, znów płaczę ja.
Siedzę. Moją głowę wypełniają
przepełnione brakiem wiary myśli.
Umarł rozum - ciałem włada serce.
Weź je nim przestanie bić.
Weź mnie nim przestane żyć.
Zamknięty w czterech ścianach
własnego ja,
zamknięty w murach niechcianych
słów.
Zamknięty w sobie - nieogarnięty,
walnięty,
zbuntowany, niekochany.
W rękę biorę nóż, powoli
przeciągam palcem
po obrzeżu.
Pierwsze krwi łzy lądują na pustym
odbiciu mym
w lustrze prawdy.
Pustym jak me wnętrze, pustym jak ma
głowa,
jak dusza, jak słowa.
Spójrz w me oczy!
Bez wyrazu, bez głębi.
Chęć śmierci w głowie się kłębi.
I nic mnie nie cieszy!
I nic nie raduje!
Ciągły pech nienawiść do samego
siebie buduje.
Znikam stąd.
Dosyć kłamstw, ciemności już dość.
Kochać znaczy umrzeć, by na zawsze
być razem, W objęciach nagości.
Chcę kochać umierając, chcę
dojrzeć, pamiętając odnaleźć w sobie sens.
Niech nowa siła we mnie zrodzi się.
Patrzę przez brudne okno smutku na
zwykły, szary świat.
Oddałaś mi wolność. Powinienem
polecieć?
Umysł twierdząco podpowiada, serce
zaś zaprzecza, dając sygnały bólu.
Byłaś mi ratunkiem, byłaś nadzieją,
przez Ciebie w mej głowie dziwne rzeczy się dzieją.
Nagle zawalił się świat. Mocny cios
przerwał więzy ciepła, z wielkim hukiem poległem.
Błagalnym wzrokiem, z którego bije
zagubienie szukam pomocnej dłoni.
Czy wyjaśniłaś? Po prostu nowego
sobie wyśniłaś.
Dla Ciebie to była chwila, szybko
minęła, u mnie kolejna łza popłynęła.
Czy znajdę siłę, by znów w miłość
uwierzyć? Zatracam się w bezsilności.
Wciąż mam nadzieję, wiem, że to
straciło sens, dla Ciebie nie ma mnie.
Szybko zapomniałaś, kochać
przestałaś, uczucia zablokowałaś.
Ja zwariowałem, oszalałem - jeść,
śnić, oddychać, wierzyć przestałem.
Jestem jak kruchy róży kwiat, czy
ktoś kiedyś pokocha mój dziwny świat?!
Odnalazłem siebie w Tobie. Nie
potrafię zapomnieć o Tobie.
Wciąż pamiętam tamte chwile, czule
"kocham" mi mówiłaś.
Lecz to koniec mnie, pożegnać czas
się.
Zamykam się w sobie, z myślą o
Tobie.